Kiedy stoisz przed decyzją o zakupie wymarzonego lokum, bierzesz pod lupę wiele różnych jego aspektów. Wielkość, lokalizację, rozkład pomieszczeń, otoczenie, stylistykę budynku, może też strony świata albo plany zagospodarowanie przestrzeni, które prorokują jakie czeka cię sąsiedztwo. Kolejność priorytetów jest kwestią bardzo indywidualną, zawsze jednak jest lista warunków do spełnienia. Co jednak kiedy natrafisz na mur, a sytuacja w jednej z najważniejszych decyzji życiowych wydaje się patowa? Zobacz jak doszło do urządzenia kuchni w garażu w jednym z moich ostatnich projektów.
WYZWANIE
Klienci, o których przypadku dzisiaj opowiadam, trafili do mnie jeszcze przed podjęciem decyzji o zakupie domu. Wspólnie rozpatrywaliśmy kilka wariantów, zarówno w stanie deweloperskim, jak i z ofert na rynku wtórnym. Oni wyszukiwali interesujące ich propozycje, a ja każdą rozważałam z nimi pod kątem aranżacyjnym. W końcu trafiliśmy na bardzo urokliwe i kameralne osiedle, z dala od miasta, w otoczeniu łąk i lasów z estetyczną architekturą bryły i obiecującym rzetelność niewielkim deweloperem. Niemal ideał. Poza faktem, że segment, całkiem przyzwoitego metrażu nie pomieści kluczowej części dziennej dla 4-osobowej rodziny. Dom rozlokowany na 3 kondygnacjach, najsłabiej rozplanowany miał parter, gdzie deweloper proponował kuchnię, jadalnię i salon na wspólnej powierzchni.
Małżeństwo z dwiema dorastającymi córkami chciało wspólnie spędzać czas w komfortowych warunkach. Duża i wygodna kanapa, stół rozkładany dla częstych gości oraz w pełni funkcjonalna kuchnia, dla realizującej się kulinarnie kobiecej części rodziny – to podstawy, które nie miały szans zmieścić się na powierzchni 34m2.
Z reguły decydując się na inwestycję w dom, nawet w zabudowie szeregowej, mamy oczekiwania, by jego powierzchnia dawała więcej przestrzeni niż przeciętne mieszkanie w bloku…
POMYSŁ
Inwestorzy byli w kropce. Po wielotygodniowych poszukiwaniach ta oferta jednak chwytała za serce i wizja, że nie będą w stanie pomieścić się we wspólnej części domu, mocno zaburzała projekt marzeń. Tym bardziej, że perspektywa dalszych poszukiwań była już wręcz drażniąca.
Wyszłam więc z propozycją, która bardzo rzadko znajduje zwolenników w naszym kraju. „Zróbmy kuchnię w garażu”. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniwelował wszystkie dotychczasowe minusy. Tym bardziej że docelowo garaż miał szansę stanąć na terenie działki, jako niezależna bryła, przy okazji większa, więc straty nie było.
Dodatkowe oględziny z zapleczem technicznym ze strony dewelopera oraz szybka wizualizacja pomysłu i klamka zapadła. Dom stał się własnością moich klientów i można było zaczynać remont.
TECHNIKALIA
Tylko jak urządzić kuchnię w garażu? Największą rewolucją była wymiana bramy garażowej na okno. Panoramiczne z niewielką częścią rozwieraną w celu wentylacji. Przez środek miał być przewieszony blat bufetu, przy którym pan domu chciał zasiadać z laptopem i filiżanką kawy, by być bliżej żony, kiedy ona będzie przygotowywać obiad.
Naprzeciw okna pomieszczenie zamknęła elewacja wysokich szaf, w których ukryte zostało przejście do kotłowni i spiżarni. Tym zapleczem przeprowadziliśmy instalacje potrzebne do głównego ciągu kuchni, o których we wcześniej planowanym garażu nie było mowy. Dzięki takiemu rozmieszczeniu, na środku mogła stanąć niewielka wyspa, która była marzeniem właścicielki. Trochę główkowania wymagało przerobienie wentylacji, która w kuchni jest konieczna, bo wszystkie piony były już zajęte i dłuższą chwilę dywagowaliśmy nad miejscem i kierunkiem ustawienia wyspy, analizując ergonomię każdego rozwiązania. Gdy decyzje zapadły – mogliśmy skupić się nad detalami wizualnymi.
ESTETYKA
Dominujący w całym wnętrzu styl hampton, obowiązkowo musiał objąć także kuchnię.
Długie rozważania na temat zestawienia kolorów i materiałów, równowagi pomiędzy bielą, drewnem oraz odcieniami niebieskości, łatwiej było oceniać na przygotowywanych przeze mnie wizualizacjach. Najpierw zapadła decyzja o podłodze w klasycznym charakterze oraz o kaflach nad blatem, których uroda zaczarowała nas od pierwszego wejrzenia.
Potem ustaliliśmy profile frontów, które w kilku wariantach przygotował stolarz, w końcu wybraliśmy kolor lakieru na wyspę. Trochę czasu zajęły na koniec poszukiwania odpowiedniego materiału na blat roboczy, który musiał spełnić długą listę wymagań inwestorów.
Jeszcze drobne zawahanie przy malowaniu ścian, ponieważ pierwotnie wybrany odcień niebieskiego okazał się zbyt landrynkowy (na szczęście wyszło to na próbnie pomalowanym niewielkim odcinku ściany), by w końcu dobierać lampy i fotele.
EFEKT
Dzisiaj kuchnia wita od progu, a właściwie już przed nim, bo ogromne okno sąsiaduje z wejściem do domu. Pachnie świeżo parzoną kawą, cieszy oko estetyką w odcieniach błękitu i nade wszystko promienieje radosnym uśmiechem pani domu. Czegóż chcieć więcej!
Tak oto dobry pomysł i determinacja w jego realizacji stały się przepustką do zakupu wymarzonego domu.
A co Ciebie przekonało ostatecznie przy wyborze mieszkania/domu, jeśli już taką decyzję masz za sobą? Podziel się w komentarzu.
Poczytaj o innych moich realizacjach:
One Response
Asia Skrzypczak
Rzeczywiście to dopiero wyzwanie! Ale wygląda naprawdę świetnie 🙂 Można się zainspirować. 🙂